Gwara młodzieżowa jest wszędzie. Z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień - ba, z godziny na godzinę obserwujemy, jak rośnie w siłę. To, że słychać ją na ulicach, w szkołach, supermarketach czy centrach handlowych, to rzecz normalna. Jednak jej ekspansja nie ogranicza się wyłącznie do tego. Coraz więcej pochodzących z niej wyrazów można usłyszeć w radiu czy telewizji. Tryumfalny pochód gwary młodzieżowej spotkał się jednak z pewnymi protestami. O co biega? Podobno dla przeciętnego członka społeczeństwa jest ona "trudna w odbiorze, niezrozumiała i nieneutralna". Czyli, że jak, że niby jak młodzież szprecha, to nie teges zatrybić? Ależ skąd!
Szybki tejkaluk - łots problem? Młodość jest przecież totalnie jazzy! Porzucenie zramolałych i nie halo wyrażeń na rzecz młodszych i bardziej cool powinno się spotkać z totalnym si społeczeństwa. Jeżeli kilku kolesi czy kilka babek, zakopanych w swoich słownikach, nie potrafi tego pojąć, to seryjnie ich problem. Naprawdę, zrozumienie języka młodzieży to żaden hardkor. Na luziku - włączasz tiwi albo bierzesz do ręki gazetę i obczajasz. Żadnego stresu, spoko - nawet jeśli średnio kumasz, o co cho, w końcu zatrybisz. Próbuj podłapać nawijkę, spikaj, ale ostrożnie, żebyś nie spalił, bo jak zajedziesz jakimś średniowieczem zamiast topowej gadki, to... Za to jak wyczaisz, w czym problem i załapiesz zajawkę, to rządzisz. Masz totalny szacun, szczeny opadają, ludzie cię lowają!
I co trudne to takie? Spox, ale jak można nic z tego nie jarzyć? Seryjnie nie czaje..
Tak właśnie wygląda slang młodzieży którego starsze pokolenie w niektórych sytuacjach nie potrafi zrozumieć :)